Ekspresja muzyki twarzą...
Sensowne byłoby to wtedy , gdyby to robił zawodowy mim.
Widoczne na twarzy emocje , które wynikają z natury i odzwierciedlają to , co właśnie jest wykonywane, jest jak najbardziej wskazane , bo nie ogranicza sztucznie muzykującego , a przede wszystkim - jest naturalne !
Ale to , co próbuje robić ta dziewczynka żywcem przypomina mi przecudnie grającą bajanistkę
Irine Serotiuk , którą ( to oczywiście wyłącznie moje prywatne zdanie!) - w trakcie gry lepiej słuchać , niż oglądać....
Pierwsze z brzegu próbki:
http://www.youtube.com/watch?v=1I_Xzi2_R8k http://www.youtube.com/watch?v=-N0KdB_gp1cCudownie prowadzona fraza , pięknie wyeksponowany na instrumencie charakter utworu , a na twarzy .. jakieś dziwne mimiczne "historie" , które nie mają nic wspólnego z właśnie wykonywaną muzyką.
Równie śmiesznie wygląda pianista , któremu mało łeb nie odpadnie , tak rzuca "lwia grzywą" , w trakcie wykonywania ... adagio...

A jeszcze gorzej , gdy taką przypadłość ma dyrygent. Chłopcy z chóru mojego kolegi , który "na to cierpiał" , nie mogli wytrzymać i czasami parskali nawet w czasie występów...
Innym "typem" muzyka używającego mimiki jest np. Nick Ariondo , który jest bardzo "zewnętrzny" , ma stałą kontrolę nad publicznością i mimiką wyraźnie "prowokuje" , podkreślając tym swoją wirtuozerię.
(Mnie osobiście jego muzyka mniej się podoba ze względu na tę "zewnętrzność". To jest oczywiście tylko mój prywatny odczyt jego sztuki . Ktoś inny może ją odbierać jako bardzo "wewnętrzną". Dla mnie jest "zewnętrznym" popisem rzeczywiście najwyższej klasy wirtuozerii.)
Dlatego dla mnie ważne i do przyjęcia jest tylko to , co autentycznie naturalne.
Pozdrawiam.