Teraz to możemy się z tego śmiać, ale sama pamiętam, kiedy prof. Puchnowski opowiadał na kursie w Miętnem, jak pierwszy raz z akordeonem przyszedł do Akademii Muzycznej, wtedy Państwowej Wyższej Szkoły Muzycznej. Portier nie chciał go wpuścić - tu, panie, uprawia się sztukę najwyższych lotów, a pan chce nam oberki grać? Nie była to przyjemna sytuacja. Później się to zmieniło i portier nabrał szacunku, ale początki nie były łatwe. Zresztą w szkołach muzycznych wcale nie było w tamtych czasach lepiej.