Panie
Włodku.
Ja też nie mogę do tego przywyknąć:byłoby niezłe, gdyby nie te: ...brzmienia... , ... jakość brzmienia... , ...gdyby lepsze brzmienia...
Ciągle to słyszę , kiedy ktoś chce posłuchać moich prób aranżacji, robionych na starej Yamaszce i niezbyt drogich kartach muzycznych...
Myśmy spisywali utwory z radyjek , fal krótkich , gdzie czasami tygodniami czekało się na ten fragment , który właśnie "uciekł z falami"; często trzeba było się domyślać , co oni tam właściwie grają. Magnetofon szpulowy - to był rarytas!!!

Ale dla nas grała nasza wyobraźnia i słuchając kiepskiej jakości nagrań , słyszeliśmy to , co tam grało w wersji "koncertowej"! To , co "skrzypiało" , to były skrzypce i słyszeliśmy ich piękny , szlachetny ton!
To , co "plimplało" , słyszeliśmy jako koncertowego Steinway'a itd.
Teraz - liczy się "brzmienie", "jakość nagrania" itp.
No cóż - wyraźnie czasy się zmieniły...

Ale ja ani trochę nie żałuję , że słyszę to , czego właściwie nie słyszę...
Pozdrawiam serdecznie.
Bogdan..
Gdzieś uciekło , więc piszę jako
PS. U naszego
Kumarka, obojętnie , na czym by zagrał , i tak słychać "to coś" !
Dlatego i Panu i mnie te - niewątpliwie poprawione - brzmienia , nie są potrzebne.