Mnie ostatnio gnębi problem przesiadki z pianina na klawisze, ale najpierw na temat.
W szkole muzycznej był fortepian i dodatkowo skrzypce. Tata za mojego dzieciństwa
grywał na akordeonie, więc gdy podrosłem to też próbowałem. Z prawą ręką nie było
większego problemu, ale w lewej opanowałem tylko triady. Kilka lat później próbowałem
puzonu i trąbki B, jako że zafascynował mnie jazz, ale byłem zbyt słaby i ostatecznie
jako tako opanowałem klarnet B z francuskim oklapowaniem (system niemiecki miał zbyt
duży rozstaw otworów). Nie było też problemu z kontrabasem, bo to takie duże skrzypce.
Podobnie nie miałem problemu z synchronizacją rąk i nóg przy zestawie perkusyjnym,
miałem nawet własną parę pałek i szczotek.
Mogłem więc, w razie potrzeby, zastąpić każdego kolegę w naszym kwintecie,
co zresztą zdarzało się stosunkowo często, zwłaszcza na zabawach „całonocnych”,
które zazwyczaj trwały od 21 do 5.
Teraz, wracając do pierwszego zdania - niedawno pianino przekazałem młodemu pokoleniu,
ale długo nie wytrzymałem i okazyjnie sprawiłem sobie namiastkę w postaci 5-oktawowej
Yamahy YPT-210. Czuję się na tym „jak żaba na parowozie”. Granie jak na pianinie mi nie
wychodzi, bo (m.in.) klawiatura za krótka dla lewej ręki. Akompaniament automatyczny
lepiej mi idzie, ale co wybrać i ćwiczyć : standardowe układy akordów, czy chwyty uproszczone
przy użyciu 1, 2, lub 3 klawiszy ?
Czy Ktoś z Was miał (ma) podobny problem i jak sobie z nim radził ?
(poniżej fotki z tamtych lat)