Moja historia z tym pięknym instrumentem zaczęła się w gdzieś pod koniec 3 klasy podstawówki.
Poszedłem z rodzicami na rodzinną imprezkę. Kuzyn w podobnym wieku uczył się od ponad roku grać na akordeonie. Z ciekawości wziąłem ten tajemniczy wówczas dla mnie instrument i zacząłem coś plumkać ze słuchu.
Rodzice stwierdzili, że idzie mi równie dobrze jak kuzynowi i postanowiliśmy spróbować edukacji w szkole muzycznej.
Chętnych wówczas bylo kilkudziesięciu, a przyjęto chyba 5 osób. Mi się udało być w tej piątce

Skończyłem z powodzeniem I stopień. Chciałem się edukować dalej w tym kierunku, ale wówczas w mieście, w którym mieszkam były problemy z dostępem do nut i samego instrumentu (z barytonami), więc zaproponowali mi naukę na II stopniu na kontrabasie lub trąbce

Odpuściłem i później jeszcze 2-3 lata pogrywałem i dorabiałem na weselach.
Poźniej zaczęły się studia zupełnie nie związane z muzyką i akordeon poszedł w odstawkę na ponad 20 lat

W tym czasie granie było okazjonalne 1-2 razy w roku.
Dopiero w tym roku się nawróciłem i od kwietnia staram się w miarę możliwości ćwiczyć i odkrywac na nowo instrument.
Na tyle się w to wkręciłem, że chyba tak szybko mi się nie znudzi
